Pewnie źle odmieniłam, te sylwestry, bo to w ogóle dziwna nazwa. Najlepiej wspominam te, które miałam okazję spędzić u dziadków, gdy rodzice chodzili na prawdziwe bale. Byłam urzeczona wyglądem mamy i zaintrygowana, cóż będzie się na takim balu działo. Prawie zawsze przynosiła mi z zabawy balony, albo kotyliony. Nic dziwnego, że bale sylwestrowe w moim malutkim "umysłku" zagnieździły się jako coś tajemniczego, bo działo się nocą, uroczego, bo mama stawała się tego dnia taka ładna i taka inna. Tak rodzi się tabu. Moja imprezowa młodość całkowicie to tabu zdławiła, nigdy nie miałam okazji wziąć udziału w prawdziwym balu. Okazało się, że na Sylwestra idzie się po prostu na imprezę, czasem domową, czasem do wynajętego klubiku, na szczęście, zawsze z dużą dozą podniecenia co tam będzie (a może raczej kto?). Sylwestry w czasach przeróżnych narzeczeństw były już mniej ekscytujące, opierały się raczej na konieczności zakupienia kreacji i pomalowania paznokci a potem taniec, taniec, taniec w przeważającej ilości z tą samą osobą, jakże by inaczej. Potem nadszedł czas balów sylwestrowych w ośrodku wypoczynkowym, dekada dmuchania balonów i przygotowywania sali na sto osiemdziesiąt osób, robiłam to samiutka, ale to lubiłam i byłam dumna z efektu, który dawał mi poczucie przeogromnej satysfakcji. Raczej nie bawiłam się wówczas na tych balach, był to czas pracy, pomocy tacie i kieliszka szampana o północy nad łóżeczkami malutkich synków. Przyjaźnie z innymi rodzicami zaowocowały sylwestrami w pieleszach domowych, galowe pogaduchy przy zastawionym stole. Od kilku lat, a dokładniej od rozwodu naszych przyjaciół, pozostajemy we własnych pieleszach domowych, odrobina przyzwoitości nakazuje mi dopilnować, żeby wszyscy odświętnie się ubrali do kolacji. A później ciepły kocyk i kanapa, oglądanie telewizji, niecierpliwe oczekiwanie kiedy w końcu można będzie się położyć spać. Oczywiście moglibyśmy kogoś zaprosić, sami się dokądś wybrać, ale na przekór światu, nie odczuwamy już takiej potrzeby. Kiedyś rwaliśmy się żeby gdzieś pójść i się zabawić, ale wtedy miałam małe dzieci a nie umiałam zostawić ich z jakąś niańką. Teraz czas szaleństw wydaje się być daleko w tyle, życie zrobiło swoje i ostatni dzień w roku budzi we mnie raczej dreszcz niepewności i dygoczącą myśl- prośbę: Panie Boże, oby nie było gorzej.
Bridget-Jones-Diary www.thebillfold
www.thejournal, new year's eve in dublin
www.thequestionable
At-Home-6-Ideas-for-a-New-Years-Eve-in-Two www.youne
new-years-eve-usa www.timeanddate
boring-party
Bridget-Jones-Diary www.thebillfold
www.thejournal, new year's eve in dublin
www.thequestionable
At-Home-6-Ideas-for-a-New-Years-Eve-in-Two www.youne
new-years-eve-usa www.timeanddate
boring-party