Translate

wtorek, 23 kwietnia 2013

Koty mojego życia.

Pierwszy był czarny z białymi skarpetkami i krawatem. Był pierwszym, który podszedł do nas w poznańskim schronisku. Po prostu, któregoś dnia wracając z firmy postanowiliśmy adoptować kota. Nazwałam go Puszkin, bo był szlachetny i lubił jedzenie z puszek. Od początku dzielił nasz dom z dwójką dzieci, dwojgiem dorosłych i  trzema psami. Był taki w sam raz, nie musieliśmy się do niego przyzwyczajać, nawet psy przestały na niego zwracać uwagę po trzech dniach. Gdy chciał się przytulić wdrapywał się na klatkę piersiową i wtulał łebek w szyję. Zmarł na zapalenie wątroby. Ale zanim to nastąpiło, mieszkał jeszcze z białoszarym Bezikiem, który okazał się Bezą i przyniósł nam do domu cztery kocięta : dwa szaro białe Seren Getti i Corso, białą Śnieżkę i czarną Figę. Czasami przebywała u nas nawpół dzika, ogromna, szara kotka - Szarlotka, która na moim łóżku urodziła Paruska, który umarł po pierwszej dobie, Marinkę i Elzę
Wszystkie kotki i kocurki sterylizowaliśmy. Beza zniknęła.Śnieżkę zabrała koleżanka. Corso i Figa zaginęły w czasie wyburzania ośrodka, na którym mieszkaliśmy i pracowaliśmy. Do domu w Poznaniu przywieźliśmy Seren Getti, Szarlotkę i jej córki. Szarlotka zniknęła po trzech tygodniach. Tak samo  Elza    . Marinka źle skoczyła z gałęzi i zmiażdżyła sobie gardło, zmarła po tygodniu. W między czasie przyszedł do nas białoczarny Kuchcik, kochany, wdzięczny kotek, utopił się w studni. W drodze na cmentarz znalazłam małą czarną kotkę, była chora, cała w odchodach, żeby ją donieść do domu poświęciłam sweter i ją w niego owinęłam. Po zastrzykach, tydzień później zaczęła dochodzić do siebie. Znów się przywiązałam a po pół roku znalazłam ją na jezdni, rozjechaną. Pod kołami samochodów, które pomimo terenu zabudowanego pędzą tu jak chcą (pisałam, że to miejsce nieprzyjazne dzieciom, kalekom i starcom, zapomniełam wspomnieć o zwierzętach), zginęły też moje dwa psy: Misia i Kiwi. Nie wiem chyba lepiej nie być moim zwierzakiem.










Mimo wszystko koty nas lubią i chociaż uważam, że na wolności te zwierzaki to strasze szkodniki i psychopatyczni mordercy, to też je lubię. I karmię, wszystkie.
Najwięcej jest ich zawsze w Chorwacji:




 Odwiedzają nas też koty sąsiadów: Pucia Filomena i Uszko











Egzamin gimnazjalny.




Nadszedł ten dzień. Dzień, którego bałam się od trzech lat. W przeciwieństwie do mego syna zdaję sobie sprawę z tego co oznacza niepowodzenie na tym egzaminie. Michał wydaje się być wyluzowany i spokojny. Nie wiem skąd czerpie ten spokój. Wyraźnie widać geny tatusia. Ja przed egzaminami przez trzy dni nie wychodziłam z ubikacji.









No nic życzę Wam drodzy gimnazjaliści, i w szczególności Tobie syneczku, szczęścia i opieki Ducha Świętego, żeby z najciemniejszych zakamarków umysłu zdołał wydobyć potrzebne Wam wiadomości.

Chciałabym, żeby Twoja edukacja zakończyła się takim dniem:


a narazie do roboty



poniedziałek, 22 kwietnia 2013

Poszukuję ..mydelniczki

takiej, trochę więziennej, przytwierdzanej do ściany. Bardzo mi się to podoba.















Lubię też mydła na sznurkach, zawsze można je gdzieś po prysznicem ulokować.








Do szaf wkładałam do tej pory takie zapachowe, specjalne kompozycje:


ale niedawno odkryłam niezwykłą intensywność lawendowego Palmolive i teraz wszyskie nasze ciuchy i pościele nim pachną: