Translate

środa, 26 czerwca 2013

Chorwacja po mojemu.

Spędziliśmy tam wakacje już trzykrotnie i gdyby nie braki w finansach, pewnie nie zawahalibyśmy się pojechać tam po raz kolejny. Jeśli ktoś lubi zwiedzać zabytki itp. to się tam specjalnie nie wyżyje. Natomiast jeśli cenicie sobie spokój, zawsze piękną pogodę i zawsze ciepłą wodę, nie namyślajcie się długo. Ten spokój osiągniecie jeżeli zboczycie nieco z najbardziej uczęszczanych dróg, zrezygnujecie z kurortów i hoteli. Wystarczy w internecie wybrać satysfakcjonujący dom, w przystępnej cenie i wynająć go na tydzień, dwa lub np. miesiąc. Osiągniecie wówczas pełnię szczęścia w moim mniemaniu. Własny dom, usytuowany 5 metrów od morza, z własnym zejściem do wody, tarasami, wyposażeniem, w okolicy, która jest dla was interesująca musi być strzałem w dziesiątkę.
Oczywiście nie każdy jest w stanie mnie zrozumieć. Dla wielu moich znajomych gotowanie obiadów dla rodziny na wakacjach to przegięcie, dla mnie duża przyjemność. Nie potrzebuję też basenu z setką obcych ludzi, ani drinków z palemką. Zresztą w Chorwacji warto kupować miejscowe wino, rakiję, śliwowicę itp. a to zawsze bardziej opłacalne będzie w sklepie lub bezpośrednio od "producenta", niż w hotelu, baileys'a można pić w domu.
Owszem kupowanie produktów nie jest opłacalne, więc wiele rzeczy wiozłam zawsze ze sobą. Na miejscu kupowaliśmy jedynie nabiał, pieczywo, owoce i najdroższe w moim życiu mięso (dla dzieci). Marek żądał ryb i owoców morza, więc właściwie każdemu gotowałam coś innego, ale i tak miałam z tego wielką frajdę.
W restauracjach jadaliśmy głównie ośmiornice i  sałatki a dzieci czewapcziczi i frytki albo pizzę. Mięso na wybrzeżu nie jest dobre.
Figi jedliśmy prosto z drzew na spacerach (tam dowiedziałam się, że jestem na nie uczulona, lepiej więc zacząć od kawałka).
Do większych miast jeździliśmy po zakupy i wieczorami na lody, albo żeby sobie posiedzieć w restauracji, zjeść lody i popatrzeć na ludzi, no i dzieci musiały sobie kupić różne duperele, szumnie nazywane pamiątkami. Z perspektywy czasu okazało się, że najfajniejsze pamiątki to przywiezione stamtąd białe kamienie, muszle, jeżowce itp. oraz zdjęcia i wspomnienie tego cudownego zapachu pinii i nagrzanej ziemi, który chłonęliśmy przy wtórze milinów cykad.


 Z pierwszego naszego wyjazdu, na wyspę Prvic z portu w Sibenicu mam tylko tradycyjne zdjęcia. Pojechaliśmy tam z przyjaciółmi - 5 osób dorosłych i 3 dzieci. To wtedy nauczyliśmy się, że pensjonat to nie jest typ wakacji na naszą kieszeń i po dwóch dniach, przenieśliśmy się do wynajętej na miejscu, trzeba nazwać rzeczy po imieniu - willi z własnym kąpieliskiem. Bardzo nam to przypadło do gustu i odtąd zawsze mieliśmy już prywatny dom. Zdjęcia poniżej to część wielkiej fotograficznej dokumentacji, z wyjazdu na Korculę, gdzie pojechaliśmy sami z dziećmi. Wynajęliśmy tam dom z trzema podwójnymi sypialniami i kuchnią, oraz wielkim tarasem z widokiem na Hvar, było to na przylądku Blaca. Dom był cudownie położony, wysoko, mięliśmy tam kilka teras z oliwkami i oleandrami. Cudo.





























































 Następnego roku pojechaliśmy z moją siostrą na półwysep Peljesac, do Trpanj. Było równie cudownie, chociaż okolica była mniej osamotniona. Trpanj to taka miejscowość z domami letnimi Chorwatów i jeden taki był do naszej dyspozycji.
Najpierw jednak spędziliśmy trzy dni w Makarskiej, ot tak, żeby  się upewnić, że nie szukamy tłumów i wrzasku. Podobnie w Dubrowniku i mieście Korcula. Zobaczyć i wrócić do spokojnego ustronia.