Translate

środa, 30 października 2013

Listopadowe kwiaty...

nie pachną, albo pachną brzydko, bo nie wabią pszczół i innych owadów (które zresztą już smacznie śpią), ale nie można odmówić im piękna form, kształtów i kolorów.
Uwielbiam chryzantemy i astry. Kojarzą mi się oczywiście, szczególnie te pierwsze, z 1 listopada, z kompozycjami nagrobnymi, ale rozumiem, że zanosimy je na groby dlatego, że w tym czasie akurat kwitną, a  raczej kwitły wówczas, gdy powstawała tradycja zanoszenia kwiatów na groby jesienią.
Zarówno ja, jak i moja siostra urodziłyśmy się w listopadzie. Mój tata do szpitala, do mamy zanosił chryzantemy a ona, strasznie czuła na wymowę kwiatów i ich symbolikę, o mało nie osuwała się na ziemię załamana i zła. Nie dość, że takie "grobowe" kwiaty to jeszcze żółte - fałszywe, według mojej babci.
Ale tak naprawdę mama lubila chryzantemy, ale wolała te mniej sztywne, mniej napuszone, wiotkie, wdzięczne chryzantemy kaktusowe. Ja zaś uwielbiam tzw. dąbki, ich przepych i zatrzęsienie kwiatów, wszystkie kolory, które istnieją.


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSGxI23_5nnJYqQVSvXMjG0e43uHV_XAS_ExItu10cQdFhkbzKCNIEhX_HgZO4_YCIK8WbHen6sJWsAp1pjMGhfa3ob0qlFcDjAoio1rGVDiNKnApGPP-eho74fhXxmEH2_xIzvMUKsY_2/h120/Chrysanthemum3.jpg